|
WYDAWNICTWO O ROMANIE NOWICKIM
NA 80-te URODZINY
Ten order dostałem od dorosłych
11 listopada 2002 roku
KRZYŻ KOMANDORSKI Z GWIAZDĄ ORDERU ODRODZENIA POLSKI


 |
A ten Order Uśmiechu dostałem od dzieci
21 lutego 2003 roku
|


KRZYŻ OFICERSKI ORDERU
ODRODZENIA POLSKI. WSZYSTKIE ODZNACZENIA ZA BUDOWNICTWO I ZA
DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNĄ
Podziękowanie za statuetkę w towarzystwie
uroczej Laury Łącz 

NA DZIEŃ TATY OD ANI

WIERSZ DEDYKOWANY MI PRZEZ CÓRKĘ



HONOROWY DAWCA KRWI


MEDAL ZZ "BUDOWLANI"

URODZINY 2019 w BCC





23
CZERWCA 2017r. ROMAN NOWICKI OTRZYMAŁ W BARDZO UROCZYSTEJ OPRAWIE MEDAL
HONOROWY POLSKIEJ IZBY INŻYNIERÓW BUDOWNICTWA ZA OSIĄGNIĘCIA W PRACY
ZAWODOWEJ I ZA DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNĄ










MEDAL SOLIDARNOŚCI SPOŁECZNEJ
22 stycznia 2011 roku Kardynał Kazimierz Nycz
w Teatrze Wielkim w Warszawie udekorował
Romana Nowickiego
Medalem Solidarności Społecznej



KURIER PRZASNYSKI (PIĄTEK
28.01-3.02.2011)
podziekowanie wsi
MEDAL SOLIDARNOŚCI SPOŁECZNEJ
wręczony Romanowi Nowickiemu
w dniu 22 stycznia 2011
na Wielkiej Gali BCC
przez Kardynała Kazimierza Nycza

Uzasadnienie do
Medalu Solidarności Społecznej
wręczonego
Romanowi Nowickiemu na Wielkiej Gali BCC w dniu 22 stycznia 2011
przez
Kardynała Kazimierza Nycza
Założyciel i donator
powstałej w 1990 roku Fundacji Bezdomnych zajmującej się budownictwem
mieszkaniowym dla biedniejszej części społeczeństwa. W 1957 roku
współorganizował istniejącą do dzisiaj pierwszą studencką spółdzielnię
pracy MANIUŚ przy Politechnice Warszawskiej dającą szansę studiowania
biednym studentom. W 1990 roku założył bezpłatną Szkołę Menadżerów
przez Działanie dla młodzieży z małych miast i wsi. Inicjator wielu
przedsięwzięć wspomagających działania Monaru, domów dziecka, powodzian
i niepełnosprawnych. Od kilku lat zajmuje się społecznie budową drogi i
domu kultury we wsi Wola Karczewska, za co otrzymał od mieszkańców
tytuł Honorowego Sołtysa.





WYWIAD Z ROMANEM NOWICKIM



MIŁA SERCU STATUETKA OD BRATNIEGO
STOWARZYSZENIA "POMOCNA DŁOŃ"



Podziękowanie za statuetkę w towarzystwie uroczej Laury Łącz

Spotkanie uświetnił Tadeusz Ross z fantastycznymi córkami

Wychodząc zagraliśmy z żoną ostro na loterii fantowej, z której dochód
był przeznaczony dla potrzebujących pomocy



65 LAT PO POCHOWANIU W ZBIOROWEJ MOGILE ZAMORDOWANYCH W STARYCH
JABŁONKACH POJAWIŁ SIĘ BEZPRAWNIE TEN OTO GRÓB NA GROBIE.
KALENDARIUM STARAŃ O
USUNIĘCIE NIELEGALNEGO NAGROBKA NA GROBIE WOJENNYM
W PRZASNYSZU
Poniżej krótka historia bezprawia na grobie wojennym w Przasnyszu z
udziałem władz miejscowych, księdza i wojewody. Nielegalna tablica na
grobie jak stała w listopadzie 2010 roku tak stoi nadal pomimo
protestów i potwierdzonego bezprawia. Sprawca wykroczenia próbuje
zastraszyć miejscowe media i mnie - syna Jana Nowickiego (oficera AK)
pochowanego w tym grobie. Po każdym piśmie do miejscowych władz
samorządowych, księdza, jako zarządcy cmentarza parafialnego i do
wojewody pozostawiałem celowo dużo czasu, żeby była szansa na polubowne
załatwienie sprawy zgodnie z prawem bez zbędnych i gorszących sporów.
Niestety opieszałość w załatwianiu sprawy przez władze wszystkich
szczebli i przez miejscowego księdza spowodowała konieczność
podejmowania kolejnych interwencji. Przed podjęciem starań o usunięcie
nielegalnego nagrobka mieszkańcy ostrzegali, że różnego typu powiązania
nieformalne miejscowej władzy uniemożliwią egzekucję jednoznacznych
zapisów prawnych chroniących groby wojenne. Jednak Pan Grzegorz Kamecki
powołując się na „tradycje walk niepodległościowych”(?) i używając
wielu kruczków prawnych nie wykonał do dzisiaj poleceń Wojewody i
Starosty Przasnyskiego ośmieszając prawo. Kalendarium przygotowałem,
żeby zobrazować jak bezradny jest zwykły obywatel wobec cwaniactwa,
nieformalnych powiązań i opieszałego działania urzędów. W zdumienie
musi wprawić fakt, że w prostej, jasno opisanej w ustawie sprawie nie
można wyegzekwować prawa bez angażowania sądu. Jest to przykład
świadomej kpiny z prawa.
1 listopada 2010
– W czasie pobytu na Wszystkich Świętych na cmentarzu parafialnym w
Przasnyszu, Roman Nowicki syn oficera AK pochowanego w grobie wojennym
stwierdził, że na mogile, w której pochowano kilkudziesięciu członków
ruchu oporu zamordowanych w 1945 roku, pojawiła się bezprawnie
dodatkowa tablica nagrobna,
Listopad 2010
– W ciągu całego miesiąca R. Nowicki odbył kilka rozmów z Panią
Wiceburmistrz Przasnysza w sprawie usunięcia tablicy.
25 listopada 2010
– wobec braku efektu tych rozmów Roman Nowicki wystąpił na piśmie do
Wiceburmistrz Przasnysza Pani W. Helak z oficjalną prośbą o ustalenie
winnych wykroczenia informując, że: „…grób od początku miał być grobem
równych w cierpieniu i równych wobec śmierci”.
4 stycznia 2011
- brak skutecznych działań ze strony Urzędu (ksiądz nie przyznał się do
bezprawnego wydania pozwolenia, a sprawca wykroczenia nie chciał usunąć
nagrobka), spowodował wystąpienie R. Nowickiego do Komendy Powiatowej
Policji w Przasnyszu z publicznym doniesieniem na bezprawne postawienie
płyty na grobie wojennym.
14 stycznia 2011
– w Kurierze Przasnyskim ukazał się artykuł, w którym na pytanie
dziennikarza ksiądz proboszcz odpowiedział: „ …nikt się do niego nie
zgłaszał z prośbą o wydanie zgody na postawienia nagrobka…” Ksiądz
stwierdził też, że czeka na ewentualne polecenie policji usunięcia
nagrobka.
2 lutego 2011
– pismo do Burmistrz Przasnysza Waldemara Trochimiuka o spowodowanie
uzyskania jasnej odpowiedzi księdza, czy wydał bezprawną zgodę na
postawienie nagrobka, bo sprawca zamieszania powołuje się na taką
zgodę, a ksiądz ciągle zaprzecza.
11 lutego 2011
– Wojewódzki Konserwator Zabytków odpowiada Romanowi Nowickiemu, że
ksiądz zarządzający cmentarzem parafialnym w Przasnyszu nie wystąpił o
zgodę ani nie informował o możliwości postawienia dodatkowej tablicy na
grobie wojennym.
11 lutego 2011
– Komenda Powiatowa Policji w Przasnyszu odpowiedziała na pismo z dnia
4 stycznia, że odmawia wszczęcia dochodzenia. Policja stwierdza
jednocześnie, że ksiądz proboszcz wbrew wcześniejszym zaprzeczeniom
wydał jednak zgodę na postawienie nagrobka. Policja stwierdziła, że
postępowanie Pana Grzegorza Kameckiego nie znieważa grobu, chociaż w
świetle ustawy o grobach wojennych jest bezprawne, bowiem wymaga zgody
Wojewody.
6 marca 2011
– pismo Burmistrza Przasnysza do księdza proboszcza z prośbą o
bezzwłoczne podjęcie niezbędnych działań w celu usunięcia tablicy.
7 marca 2011
– GKOŚ w Przasnyszu wystąpił do Wojewody Mazowieckiego o zajęcie
stanowiska w sprawie umieszczenia „nieuzasadnionej” tablicy na grobie
wojennym. GKOŚ informuje, że dotychczas nie otrzymał wyjaśnienia na
piśmie od zarządcy cmentarza (od księdza). Jednocześnie w piśmie
podaje, że inicjatorem i wykonawcą tablicy był Pan Grzegorz Kamecki i
stwierdza, że nie była to jednak samowola, bo miał zgodę księdza (!).
7 marca 2011
– pismo Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego do Romana Nowickiego, w
którym jest informacja o formalnym wystąpieniu do Pana G. Kameckiego z
wezwaniem o usunięcie „tablicy imiennej” w związku z naruszeniem ustawy
o grobach i cmentarzach wojennych.
14 marca 2011
– pismo Burmistrza Przasnysza Waldemara Trochimiuka do Romana
Nowickiego z informacją, że urząd wystąpił do księdza na piśmie, ale
nie otrzymał żadnej informacji zwrotnej. Burmistrz powtarza, że
działania Pana G.Kameckiego nie mają jednak cech samowoli, ponieważ
dostał zgodę od księdza. Burmistrz stwierdza, że wystąpienia RN do
urzędu mają cechę insynuacji i dalej pisze: „ „..Wykonana została
(tablica) wprawdzie bez zgody organów do tego uprawnionych, jednak nie
samowolnie” (!) i na koniec „..w związku z brakiem kompetencji do
podejmowania decyzji w powyższej sprawie….sprawy przekazałem Wojewodzie
Mazowieckiemu.”
18 marca 2011
– ukazał się artykuł Kuriera Przasnyskiego pt. „Wojewoda nakazał
usunięcie tablicy”. W komentarzu redakcyjnym napisano: „Przykre jest
to, że ksiądz proboszcz podczas rozmów z nami jednoznacznie stwierdził,
że nie wydawał zgody ani zezwoleń na tablicę”.
24 marca 2011
– Wynajęta przez Pana G.Kameckiego kancelaria prawnicza Prokurent
wystąpiła do Romana Nowickiego z wezwaniem o zaniechanie naruszeń prawa
polegających na upublicznieniu sprawy. Zamiast usunąć nielegalnie
postawioną tablicę wobec oczywistego naruszenia prawa, Grzegorz Kamecki
podjął działania w celu zastraszenia skarżącego.
1 kwietnia 2011
– Pismo Romana Nowickiego do Burmistrza Przasnysza stwierdzające, że
odpowiedź formalna urzędu na trzy wystąpienia (pierwsze 25 listopada
2010) została udzielona dopiero po 4 miesiącach, a wystąpienia do
Urzędu Wojewódzkiego w tej prostej prawnie sprawie zostało wysłane
dopiero 7 marca.
12 kwietnia 2011
– pismo Burmistrza Przasnysza do Romana Nowickiego informujące, że
urząd kilkakrotnie zwracał się do księdza ustnie i na piśmie o zajęcie
stanowiska. „..Przy każdej próbie wyjaśnienia w/w sprawy ksiądz
proboszcz nie wyrażał chęci pomocy w ustaleniu inicjatora posadowienia
w/w tablicy, jak również zaprzeczał, że wyraził zgodę na jej
umiejscowienie w obrębie mogiły”. Burmistrz ponownie zwrócił uwagę, że
kompetentnym do rozstrzygnięć jest Wojewoda. Burmistrz poinformował, że
pismem z dnia 8 kwietnia br. powiadomił Wojewodę o niezastosowaniu się
Grzegorza Kameckiego do wezwania dotyczącego usunięcia przedmiotowej
tablicy.
22 kwietnia 2011
– Burmistrz Przasnysza w piśmie do R. Nowickiego stwierdza, że „..nie
jest władny do pouczania” pana Grzegorza Kameckiego (w sprawie
usunięcia nagrobka - dop. własny).
4 maja 2011
– Niezależnie od toczącego się sporu Roman Nowicki wystąpił do Urzędu
Wojewódzkiego z prośbą o pomoc finansową dla Przasnysza w celu
gruntownej renowacji grobu wojennego na cmentarzu parafialnym w
Przasnyszu.
24 maja 2011
– Burmistrz Przasnysza informuje Romana Nowickiego, że urząd nie ma
podstaw do dalszej ingerencji w sprawę usunięcia (nielegalnej) płyty
nagrobnej na grobie wojennym. Jeszcze raz zwraca uwagę, że odpowiada za
to Wojewoda.
5 czerwca 2011
– Kurier Przasnyski opublikował obszerny list stanowiący odpowiedź R.
Nowickiego na opublikowany list Pana Kameckiego. R. Nowicki zwrócił
uwagę, że zamiast usunąć płytę, Pan Kamecki przy pomocy prawników
próbuje „zastraszyć prawdę”. Jednocześnie w piśmie zwrócono uwagę na
niewłaściwość powoływania się przez G.Kameckiego na „tradycje
niepodległościowe” które dają mu rzekomo moralne upoważnienie do
wyróżnienia dodatkową płytą oficera NSZ. R.Nowicki w odpowiedzi napisał
między innymi;
„…Szermowanie w liście „zasługami
niepodległościowymi” jest nie
na miejscu. Ideologiczne frazesy powtarzane w liście i przy różnych
okazjach są próbą upolitycznienia tragedii, która spotkała mieszkańców
Przasnysza ponad 65 lat temu. Po co, dla jakich celów? Tym bardziej to
dziwi, że opinie Polaków na temat roli NSZ w czasie okupacji dalej są
bardzo podzielone. Cały problem przestałby istnieć gdyby usunięto
tablicę od razu, po pierwszych sygnałach o braku podstaw prawnych do
jej postawienia i naruszenia spokoju zamordowanych”.
15 czerwca 2011
– pismo Romana Nowickiego do księdza proboszcza w Przasnyszu zwracające
uwagę, że od 7 miesięcy trwają starania o przywrócenie porządku na
grobie wojennym w Przasnyszu „…musi budzić zdziwienie stanowisko
zajmowane w tej sprawie przez Księdza Proboszcza” (ksiądz przez wiele
miesięcy nie chciał się przyznać, że wydał nielegalną zgodę na
postawienie płyty). List kończy się prośbą o pilną decyzję w sprawie
usunięcia nielegalnego nagrobka.
3 lipca 2011–
Mail do księdza proboszcza w Przasnyszu w nawiązaniu do bezpośredniego
spotkania w Warszawie z inicjatywy księdza proboszcza. Ponowna prośba o
działania w celu usunięcia nielegalnego nagrobka w na cmentarzu
parafialnym. Ksiądz wiele miesięcy nie przyznawał się że wydał
bezprawną zgodę a potem nie podejmował żadnych konkretnych działań żeby
Pan Kamecki nagrobek usunął.
20 lipca 2011
– Zamiast usunąć nielegalną tablicę G. Kamecki składa skargę do
Generalnego Inspektora Danych Osobowych, że Redakcja Kuriera
Przasnyskiego udostępniła list osobie trzeciej, w którym były jego dane
osobowe.
25 lipca 2011
– Pismo do Urzędu Wojewódzkiego po sprawdzeniu na miejscu, że pomimo
wielokrotnych wystąpień pan Kamecki dalej łamie prawo.
27 lipca 2011–
Urząd Wojewódzki poinformował R. Nowickiego, że po dwukrotnym
upomnieniu G. Kameckiego skierował sprawę do Prokuratury Rejonowej w
Przasnyszu, a ta powiadomiła, że skierowała sprawę do Komendy
Powiatowej Policji w Przasnyszu, która z kolei 6 lipca przesłała całość
sprawy do Sądu Rejonowego w Przasnyszu (!!!).
10 sierpnia 2011
– kolejne pismo do księdza proboszcza z interwencją że dalej nie ma
wystąpienia do p. Kameckiego anulującego bezprawną zgodę wydaną w
listopadzie 2010 roku.
30 sierpnia 2011
– w wyniku wielokrotnych interwencji ksiądz proboszcz z Przasnysza
przekazał R. Nowickiemu odpis pisma skierowanego dopiero w dniu 30
sierpnia 2011 (!) do G. Kameckiego (po 10 miesiącach od zaistnienia
sprawy- dop. własny), w którym między innymi pisze: „Wydając zgodę na
umieszczenie tablicy….na mogile wojennej, nie wiedziałem, że
prawdopodobnie nie miałem prawa bez uprzedniej decyzji wojewody – wydać
powyższego zezwolenia. W związku z powyższym uprzejmie proszę o jej
usunięcie do czasu wyjaśnienia tej sprawy w odpowiednich urzędach…”.
Uprzejma prośba nie dała do dzisiaj żadnego rezultatu. Na piśmie brak
adnotacji, że p. Kamecki pismo to otrzymał.
6 września 2011
– Generalny Inspektor Danych Osobowych wystąpił do Kuriera
Przasnyskiego z powództwa G. Kameckiego z informacją o wszczęciu
postępowania w sprawie udostępnienia osobie trzeciej danych osobowych
zainteresowanego. Nawiasem mówiąc, zgodnie z prawem prasowym, list
został przekazany z prośbą o zajęcie stanowiska do publikacji przez R.
Nowickiego. Pan Kamecki działając od wielu miesięcy bezprawnie wystąpił
o ochronę prawną swoich danych, żeby zastraszyć gazetę piszącą o tych
sprawach. Wystarczyłby jeden telefon, żeby natychmiast uzyskać efekt w
postaci usunięcia Jego adresu ze strony internetowej.
9 września 2011
– Roman Nowicki złożył z własnej inicjatywy obszerne wyjaśnienie w tej
sprawie przyjmując na siebie całą winę za umieszczenie na własnej
stronie internetowej listu wraz z adresem. Po otrzymaniu z Redakcji
informacji o skardze R. Nowicki natychmiast (!) wycofał ze strony
internetowej list i nazwisko skarżącego. Fragmenty z oświadczenia R.
Nowickiego, przesłanego do Redakcji:
”…
Redakcja, zgodnie z dobrym obyczajem dziennikarskim udostępniła mi
list, jako stronie konfliktu z prośbą o wypowiedź. Obydwa teksty (pismo
Pana G. Kameckiego i moja odpowiedź) zostały zamieszczone w Kurierze
zgodnie z prawem prasowym. W tym momencie obydwa teksty stały się
również własnością publiczną. Pan Grzegorz Kamecki, który od wielu
miesięcy wiedząc z publikacji prasowych i z wystąpień Urzędu
Wojewódzkiego, że ustawienia prywatnej tablicy na grobie wojennym w
Przasnyszu z afirmacją Narodowych Sił Zbrojnych było bezprawne,
demonstracyjnie nie usunął jednak nagrobku, ale domaga się żeby inne
prawo chroniło jego dane osobowe….. Swoją drogą pozostaje bez
odpowiedzi pytanie jak to jest możliwe, że przez tyle miesięcy można z
pełnym lekceważeniem i bezkarnie łamać prawo o grobach wojennych i
jednocześnie angażować środki i prawników żeby zastraszyć wszystkich,
którzy ośmielają się protestować lub udostępniają łamy prasowe do
wymiany argumentów. Może Pan Grzegorz Kamecki pójdzie w moje ślady i po
prostu usunie natychmiast nielegalny nagrobek z grobu wojennego tak jak
ja natychmiast usunąłem list z Jego adresem - dopisek). Cała sprawa
przestanie (wtedy) istnieć”.
26 października
2011
– pismo do księdza proboszcza zwracające uwagę, że długotrwałe
ukrywanie prawdy przez księdza i bezczynność władz spowodowały poczucie
całkowitej bezkarności pana Kameckiego, który ciągle nie usunął
nielegalnego nagrobka, ale wystąpił z oskarżeniami przeciwko miejscowym
mediom i przeciwko mnie „…człowiek, który świadomie nie przestrzega
prawa, domaga się szanowania prawa wobec siebie. Okazuje się że mając
pieniądze i powołując się na tradycje niepodległościowe można wszystko”.
26 stycznia 2012
– pismo do Sądu Rejonowego w Przasnyszu z zapytaniem co się dzieje ze
skargą Wojewody na działalność p. Kameckiego skierowaną do sądu w dniu
6 lipca 2011 roku za pośrednictwem Komendy Powiatowej Policji?
31 stycznia 2012
–
pismo do GIODO z zapytaniem, dlaczego ciągle nie ma orzeczenia w
skardze p. Kameckiego na dziennikarza miejscowego za ujawnienie danych
osobowych. Skarga została złożona w dniu 20 lipca i skutecznie
zakneblowała miejscową gazetę która wcześniej opisywała te
nieprawidłowości. Było wrażenie, że skarżącemu zależało na przeciąganiu
tej sprawy w nieskończoność, powolne działanie GIODO miały sprzyjać tym
zamiarom (nieoficjalnie potwierdzono taką wersję).
1 lutego 2012
– pismo z sądu, że rozprawa odbędzie się 8marca br.. Rozprawa się nie
odbyła bo nie stawił się adwokat p. Kameckiego. Następna rozprawa też
się nie odbyła bo p. Kamecki zgłosił nowego światka(???).
2 lutego 2012
– pismo do Prezesa Sądu Rejonowego w Przasnyszu negatywnie oceniające
działania władz miejscowych i powolne procedury sądu.
20 lutego 2012–
ponowne pismo do GIODO w sprawie opóźnień w rozpatrywaniu skargi pana
Kameckiego na Kurier Przasnyski złożonej w GIODO 20 lipca 2011 roku.
Przewlekłe rozpatrywanie leżało w interesie skarżącego bo w czasie
trwania procedur gazeta z obawy przed odpowiedzialnością przestała
informować opinię publiczną o skandalu na cmentarzu.
8 marca 2012
– odpowiedź GIODO na moje pismo, stwierdzające, że nie jestem stroną w
sprawie i nie mogą udzielić mi bliższych informacji o sprawie, GIODO
podał jednocześnie, że postępowanie zostało zakończone (po 8
miesiącach!).
16 marca 2012
– ponowne wystąpienie do GIODO z uzasadnieniem, że jestem stroną w
sprawie i prośbą o bliższą informację o decyzji administracyjnej w
sprawie skargi pana Kameckiego. Pomimo kolejnych interwencji na pismo
do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi, jak również Kurier Przasnyski nie
otrzymał do dzisiaj orzeczenia.
25 kwietnia 2012
– pismo do Burmistrza Przasnysza, Komendanta Policji i Prezesa Sądu
opisujące przebieg sprawy, Która ciągnie się już 18 miesięcy a mogła
być załatwiona w jeden dzień, bo ustawa o ochronie grobów wojennych
rozstrzyga jednoznacznie bez żadnych niedomówień podobne przypadki.
Bezradność władz miejscowych, dziwne zachowania księdza proboszcza –
administratora cmentarza parafialnego, stworzyły warunki do
długotrwałego lekceważenia prawa przez jedną osobę. Pojawiły się różne
domysły na temat przyczyn takiej sytuacji i nieformalnych porozumień.
Tylko Prezes Sądu odpowiedział na te wątpliwości w sposób rzetelny.
16 maja 2012
– pismo do Sądu Rejonowego w Przasnyszu wyrażające zdziwienie, że
sprawa przeciwko panu Kameckiemu z powództwa Wojewody i policji została
umorzona po 10 miesiącach i 6 posiedzeniach sądu ( 28 listopada 2011
roku sąd wydał wyrok nakazowy od którego p. Kamecki się odwołał. W dniu
27 stycznia br. posiedzenie zostało odwołane bo nie stawił się obrońca.
W dniu 8 marca posiedzenie zostało przełożone, bo obrona powołała
świadka. W dnu 29 marca br posiedzenie sądu zostało przełożone, bo
obrona powołała dwóch dalszych świadków. Na kolejnym posiedzeniu sądu w
dniu 17 kwietnia oskarżyciel (policja) zmodyfikował oskarżenie(!) w
wyniku czego po raz kolejny trzeba było odłożyć posiedzenie. W dniu 15
maja sąd na podstawie nowego oskarżenia policji umorzył sprawę co może
sugerować, że policja celowo zmieniła podstawę oskarżenia żeby uzyskać
taki efekt.
18 maja 2012
– obszerna odpowiedź Prezesa Sądu Rejonowego w Przasnyszu uzasadniająca
tryb postępowania sądu.
4 czerwca 2012
– pismo GIODO, że nie udzielą żadnej odpowiedzi w sprawie, bo nie
jestem stroną. GIODO uchyliła się również od odpowiedzi na zarzuty
opieszałego działania urzędu co budziło podejrzenia o bezprawne
sprzyjanie skarżącemu.
5 czerwca 2012
– pismo Urzędu Wojewódzkiego do Romana Nowickiego informujące o
możliwości gruntownego remontu mogiły wojennej.
18 czerwca 2012
– pismo do Burmistrza Trochimiuka informujące, że Wojewoda jest skłonny
przyznać niezbędne środki na remont grobu wojennego i prośba o
przygotowanie stosownej dokumentacji.
04 września 2012
– pismo burmistrza w którym informuje, że Przasnysz nie wystąpi do
Wojewody o środki finansowe na gruntowny remont grobu wojennego,
chociaż województwo sygnalizowało na mój wniosek, że takie środki może
przyznać na 2014 rok. Burmistrz się obraził za to, że naciskaliśmy żeby
rozwiązał problem nielegalnego nagrobka w ramach własnych kompetencji.
Urząd w końcu wystąpił o środki na remont ale na inny grób, żekomo
bardziej zniszczony. Tym bardziej dziwne, że w kilku poprzednich latach
burmistrz nie występował o pomoc Wojewody jak gdyby ten problem w ogóle
nie występował. Zdumiewające!
15 września 2012
– pismo do Parafii Św’ Wojciecha w Przasnyszu „….Od ponad 7 miesięcy
trwają starania o przywrócenie porządku na grobie wojennym, w którym
leży pochowany mój ojciec. Od początku było i jest oczywiste, że
dodatkowa płyta nagrobna Pana K…została ustawiona bezprawnie i do czasu
uzyskania właściwej zgody powinna być, bez kłótni i sporów, natychmiast
usunięta. Oczywiście z wielu powodów musi też budzić zdziwienie
stanowisko zajmowane w tej sprawie przez Księdza Proboszcza.
Zaprzeczanie i utajnianie prawdy o wydaniu zgody jest złym przykładem
dla wierzących. Ale jak już się w końcu, po kilku miesiącach
dochodzenia okazało, że ksiądz wydał zgodę i że jest ona bezprawna to
należało ją niezwłocznie wycofać i zażądać usunięcia
nagrobka…..Tymczasem spór nie z mojej winy ciągle się zaostrza, a Pan
K…. coraz częściej powołuje się na tradycje niepodległościowe i grozi
mi procesem sądowym….. W związku z powyższym zwracam się z prośbą do
Księdza Proboszcza , jako administratora cmentarza parafialnego w
Przasnyszu o pilne wydanie decyzji o usunięcie spornego nagrobka………”
27 października
2012
– list do Parafii św Wojciecha fragmenty:
„……Piszę ten list z największym smutkiem. Przez szacunek dla Kościoła
nie chcę w dalszym ciągu ujawniać wszystkich znanych mi faktów w tej
sprawie, ale kilka muszę podać dla zrozumienia powstałej sytuacji. W
2009 roku na grobie wojennym na cmentarzu parafialnym w Przasnyszy
pojawiła się nielegalna płyta nagrobna….. Ustawa o mogiłach wojennych
nie dopuszcza takich instalacji bez zgody wojewody. W 2010 roku
wystąpiłem do burmistrza Przasnysza z prośbą o spowodowanie usunięcia
nielegalnego nagrobka zwracając między innymi uwagę, że wszyscy
zamordowani powinni być równi w nieszczęściu…. Pan K. odpowiadając na
zarzuty powoływał się na zgodę na piśmie, którą dostał od księdza……
Ksiądz przez wiele miesięcy zaprzeczał wobec miejscowych władz
(burmistrz, prokurator, policja) i dziennikarzy, że taką zgodę wydał. W
świetle dokumentów mówił wyraźną nieprawdę. Po wielu miesiącach ksiądz
proboszcz przyznał się w końcu do wydania zgody na piśmie w sprawie
postawienia nielegalnej tablicy nagrobnej argumentując, że nie znał
stosownych przepisów ustawowych……. Na prośbę księdza dwukrotnie
spotkałem się z nim w Warszawie prosząc tylko o jedno żeby tablica
została usunięta. W tym czasie nie podejmowałem żadnych innych
interwencji przez szacunek dla Kościoła. Tablica jednak nie została
usunięta do dzisiaj……. Gorszące jest przy tym powoływanie się pana K…..
w obronie nielegalnej instalacji na tradycje walk niepodległościowych i
poparcie Związku Żołnierzy NSZ (pismo b.posla Artura Zawiszy).
Moją jedyną szansą na spowodowanie demontażu
nielegalnej płyty nagrobnej stało się upublicznienie całej sprawy stąd
ujawnienie dokumentów na mojej prywatnej stronie www.romannowicki.pl
i w miejscowej prasie….”
28 października
2012
– potwierdzenia księdza, ze zajmie się sprawą.
21 listopada 2012–
list do Parafii w Przasnyszu, fragmenty zwracające uwagę że ciągle brak
jest pełnej odpowiedzi na pismo z 27 października. Pytanie o formalne
działania wobec sprawcy wykroczenia (zwrot przyjętych pieniędzy za
bezprawną decyzję i potwierdzenie doręczenia formalnego żądania
usunięcia nielegalnego nagrobka).
23 listopada 2012
– niemerytoryczna odpowiedź księdza z uwagami krytycznymi za
niestosowność żądania odpowiedzi.
5 grudnia 2012–
list do Parafii w Przasnyszu, ponowna prośba o odpowiedź i ponowne
wyjaśnienie motywów działania. Od odpowiedzi zależy możliwość
wymuszenia na panu K. usunięcia nielegalnej tablicy.
5 stycznia 2013–
list do Parafii w Przasnyszy z prośbą o merytoryczną odpowiedź na
poprzednie wystąpienia, fragmenty: „…Przykro mi, ale w dalszym ciągu
nie otrzymałem odpowiedzi na moje pisma z dnia 27 października 2012
roku, 21 listopada 2012 roku i 5 grudnia 2012 roku. Przepraszam za
kłopot, ale sprawa przy odrobinie dobrej woli od początku była prosta
do wyjaśnienia. Wcześniej nie chciałem wchodzić w szczegóły zdając
sobie sprawę, że pewne kwestie mogą być niewygodne dla Parafii. Z tego
też powodu nie upubliczniałem moich wystąpień, ale proszę się postawić
w sytuacji obywatela, który nie może załatwić prostej sprawy. Często w
takich przypadkach pozostaje odwołanie się do opinii publicznej. Od
wielu, wielu miesięcy oczekiwałem na skuteczne działanie zarządcy
cmentarza w tej sprawie. Wydawało się, że pan K. deklarujący publicznie
swoją głęboką wiarę podporządkuje się natychmiast prośbie Parafii. Tak
się nie stało do dzisiaj. Nasuwa się więc proste przypuszczenie, że
moje wielokrotne prośby o przestrzeganie ustawowego prawa nie spotkały
się od początku ze zrozumieniem Parafii. Oczywiście dopuszczam
możliwość, że Parafia podjęła należyte działania, ale pan K. nie
wykonał zaleceń. Jeżeli tak to jeszcze raz proszę o potwierdzenie tego
faktu i wyjaśnienie spraw, o których napisałem w poprzednich
wystąpieniach. Zwłoka w działaniach przyczyniła się między innymi do
fatalnej decyzji Starosty, który pomimo załatwienia prze zemnie
przychylności Urzędu Wojewódzkiego na dofinansowanie remontu całego
grobu wojennego obraził się na nasze interwencje i do dzisiaj nie
wystąpił o dotację na renowację grobu zasłaniając się pretekstem, że
inne mogiły są w gorszym stanie....”
6 stycznia 2013–
emocjonalna odpowiedź księdza odmawiająca uczciwego wyjaśnienia sprawy
bezpośrednio związanej z parafią ( zwrot pieniędzy sprawcy wykroczenia,
potwierdzona decyzja administratora cmentarza o natychmiastowym
usunięci nielegalnej tablicy na grobie wojennym). Wbrew temu co
twierdziła parafia odpowiedź na te pytania wymagała poświęcenia sprawie
kilkudziesięciu minut.
30 stycznia 2013–
pismo do Wojewody Mazowieckiego przygotowane przez kancelarię prawną
zwracające uwagę na fakt że działania dotychczasowe ze strony Wojewody
są nieskuteczne i że urząd nie wydał decyzji administracyjnej w tej
sprawie. Zgodnie z ustawą o mogiłach wojennych Wojewoda Mazowiecki
ponosi pełną odpowiedzialność za złamanie prawa na grobie wojennym w
Przasnyszu.
19 lutego 2013–
odpowiedź Wojewody w której uzasadnia przyczyny nie wydania decyzji
administracyjnej i informuje, że skieruje sprawę do załatwienia przez
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Przasnyszu. Decyzja dziwna
bo Inspektorat zna sprawę od miesięcy i nic pożytecznego nie zrobił.
5 marca 2013–
pismo do Parafii św. Wojciecha w Przasnyszu z ponownym przypomnieniem o
braku odpowiedzi na dotychczasowe pisma i monity. W piśmie ponownie
zwraca się uwagę, że zatajanie prawdy i pobranie pieniędzy za bezprawną
zgodę na postawienie tablicy na mogile wojennej stało się ważną
przeszkodą na drodze do ostatecznego uregulowania sprawy. Pismo
pozostało bez odpowiedzi.
W efekcie,
pomimo upływu prawie 3 lat nielegalna nagrobek na mogile wojennej jak
stał tak stoi do dzisiaj. Jawne kpiny z prawa zyskały zakulisowe
wsparcie księdza, władz lokalnych i zapewne mimo woli GIODO. Odbyło się
zupełnie niepotrzebnie 6 kosztownych rozpraw sądowych (z inicjatywy
wojewody), chociaż nagrobek mógł być usunięty natychmiast w wyniku
decyzji administracyjnej, bowiem ustawa o grobach i cmentarzach
wojennych mówi wprost, że na mogiłach wojennych nie można cokolwiek
zmieniać bez zgody wojewody. Sprawa mogła też mieć dawno pozytywne
rozwiązanie w przypadku zdecydowanego działania Parafii Przasnyskiej i
zwrotu nielegalnie pobranych pieniędzy od sprawcy wykroczenia.
Sprawdziły się przewidywania niektórych mieszkańców Przasnysza, że z
miejscowymi władzami i księdzem nie można wygrać nawet tak prostej i
oczywistej sprawy. Również działania Wojewody Mazowieckiego
pozostawiają wiele do życzenia (do dzisiaj nie wykorzystał
najprostszego narzędzia jakim dysponuje w postaci „decyzji
administracyjnej”). Zły to przykład dla społeczności lokalnej.
Umorzenie postępowania sądowego wszczętego z inicjatywy Wojewody w
sprawie bezprawnego działania pana Kameckiego dotyczyło tylko
przedawnienia samego faktu postawienia instalacji, ale nie
zalegalizowało istnienia nielegalnej tablicy nagrobnej. Tablica dalej
stoi. Odmowa Burmistrza Przasnysza wystąpienia o środki finansowe na
remont mogiły wojennej pomimo pozytywnej deklaracji Wojewody przyznania
pieniędzy jest karygodna.
Prawie pełna dokumentacja
na stronie www.romannowicki.pl
zakładka Profanacja.
Tel. 502 279 754
Roman Nowicki
POUCZAJĄCA WYMIANA KORESPODENCJI Z GIODO









OŚWIADCZENIE
W tym
miejscu wisiał list Pana G. Kameckiego do Redakcji Kuriera
Przasnyskiego. Redakcja, zgodnie z dobrym obyczajem dziennikarskim
udostępniła mi list, jako stronie konfliktu z prośbą o wypowiedź.
Obydwa teksty zostały zamieszczone w Kurierze zgodnie z prawem
prasowym. W tym momencie obydwa teksty stały się również własnością
publiczną. Pan Grzegorz Kamecki, który od wielu miesięcy wiedząc z
publikacji prasowych i z wystąpień Urzędu Wojewódzkiego, że ustawienia
prywatnej tablicy na grobie wojennym w Przasnyszu z afirmacją
Narodowych Sił Zbrojnych było bezprawne, demonstracyjnie nie usunął
jednak nagrobku, ale domaga się żeby inne prawo chroniło jego dane
osobowe. Pan Kamecki wystąpił do Generalnego Inspektora Danych
Osobowych ze skargą na naruszenie przez Redakcję jego dóbr osobistych
na skutek przekazania listy do mojej wiadomości. Jest oczywiste, że bez
znajomości tekstu Pana Kameckiego nie mógłbym się do niego
ustosunkować, ale jest wyłącznie moim błędem i moją winą, że publikując
te polemiczne teksty na stronie internetowej, przez niedopatrzenie
zamieściłem adres Pana Kameckiego. W związku z powyższym cały list,
natychmiast po otrzymaniu tej wiadomości został zdjęty z mojej strony
internetowej z przeproszeniem za zaistniałą sytuację.
Swoją drogą pozostaje bez odpowiedzi pytanie jak to
jest możliwe, że przez tyle miesięcy można z pełnym lekceważeniem i
bezkarnie łamać prawo o grobach wojennych i jednocześnie angażować
środki i prawników żeby zastraszyć wszystkich, którzy ośmielają się
protestować lub udostępniają łamy prasowe do wymiany argumentów. Może
Pan Grzegorz Kamecki pójdzie w moje ślady i po prostu usunie
natychmiast nielegalny nagrobek z grobu wojennego. Cała sprawa
przestanie istnieć.
Roman Nowicki
9 września 2011





5-8 czerwca 2011
WSZYSCY SĄ RÓWNI W
NIESZCZĘŚCIU
(na marginesie listu
Grzegorza Kameckiego do redakcji)
Po przeczytaniu listu pana Grzegorza Kameckiego mam wrażenie, że
otaczając się gronem prawników próbuje on kolejny raz zastraszyć
prawdę. A jest ona prosta jak cep mówiąc językiem znanego porzekadła
ludowego. Nagrobek indywidualny śp. Tadeusza Kameckiego powstał z
naruszeniem prawa i powinien być usunięty. Wszyscy bestialsko
zamordowani w tym grobie są sobie równi i żadna demonstracja siły
pieniądza nie powinna mieć tu miejsca. Mnie też stać, żebym mojemu
ojcu, oficerowi AK, postawić indywidualną płytę marmurową, ale nawet
przez myśl mi to nie przeszło. Może inne rodziny są biedniejsze i nie
byłoby je stać na takie akcenty, a poza tym gdyby wszyscy chcieli
wydzielić indywidualne groby na tej zbiorowej mogile dla połowy
pochowanych nie starczyłoby miejsca. Szermowanie w liście „zasługami
niepodległościowymi” jest nie na miejscu. Ideologiczne frazesy
powtarzane w liście i przy różnych okazjach są próbą upolitycznienia
tragedii, która spotkała mieszkańców Przasnysza ponad 65 lat temu. Po
co, dla jakich celów? Tym bardziej to dziwi, że opinie Polaków na temat
roli NSZ w czasie okupacji dalej są bardzo podzielone. Cały problem
przestałby istnieć gdyby usunięto tablicę od razu, po pierwszych
sygnałach o braku podstaw prawnych do jej postawienia i naruszenia
spokoju zamordowanych. Tymczasem Pan Grzegorz Kamecki dużym kosztem
brnie dalej w zaostrzanie konfliktu stawiając przy tym w coraz gorszym
świetle Księdza Proboszcza. Swoją drogą jak tak dalej pójdzie będę
zmuszony wystąpić do władz kościelnych z zapytaniem, dlaczego ksiądz
wielokrotnie mówił nieprawdę w tej sprawie i dlaczego, nawet po
pisemnych wystąpieniach Burmistrza, nie podjął jako administrator
cmentarza żadnych kroków, żeby usunąć nielegalną tablicę. Jakie są
rzeczywiste przyczyny takiego zachowania? Nie zrobiłem tego przez pół
roku, ale zapewne zmuszą mnie do tego ostatnie działania Pana
Kameckiego.
Od początku było oczywiste, że cmentarze wojenne podlegają jurysdykcji
wojewody a nie księdza. Dlaczego w takim razie pan Kamecki od razu nie
zwrócił się do Urzędu Wojewódzkiego o zgodę. Dla potwierdzenia, że od
początku nie dążyłem do żadnego konfliktu przytoczę fragment mojego
pierwszego wystąpienia do burmistrza z 25 listopada 2010 roku: „…
W załączeniu przesyłam dwa zdjęcia grobu, który się pojawił piętrowo na
zbiorowej mogile, w której jest pochowany mój ojciec……… grób od
początku miał być grobem równych w cierpieniu i równych wobec śmierci.
Bez żadnych wyróżnień indywidualnych. Dziwię się, że rodzina Pana
Kameckiego zrobiła taki "nowobogacki" gest, łamiący solidarność
zamordowanych. Będę wdzięczny za ustalenie, kto zdecydował o tym
dodatkowym grobie na grobie….”. Dopiero po prawie 6 tygodniach
bezskutecznego czekania na odpowiedź wystąpiłem z publicznym
doniesieniem do Komendy Policji w Przasnyszu. Burmistrz w tym czasie
bezradnie rozkładał ręce nie mogąc uzyskać od księdza prostej
odpowiedzi na pytanie, czy wydał zgodę na postawienie tablicy na grobie
wojennym. Doniesienie z mojej strony było publiczne nie dlatego, żeby
komuś sprawić przykrość, a dlatego, że bez nagłośnienia nie było szans
na pozytywne załatwienie sprawy, co potwierdziły późniejsze fakty. W
dniu 11 stycznia br. policja umorzyła śledztwo pisząc m.in.: ”..W toku
podjętych czynności ustalono, że wykonanie i zmontowanie powyższej
tablicy zlecił Grzegorz Kamecki ……………Na wykonanie takiej tablicy w/w
posiada pisemne zezwolenie księdza…Jednakże zgodnie z ustawą ….o
grobach i cmentarzach wojennych….wykonywanie jakichkolwiek robót
ziemnych, wznoszenia pomników i innych urządzeń wymaga zezwolenia
wojewody”. A więc po prawie dwóch miesiącach okazało się, że ksiądz
wydał jednak bezprawnie pozwolenie. Po dalszych trzech tygodniach
Burmistrz wystąpił do Wojewody Mazowieckiego z prośbą o zajęcie
stanowiska w tej sprawie. W dniu 7 marca br. Urząd Wojewódzki
poinformował mnie na piśmie: „…Odpowiadając
na pismo z dnia 19 lutego 2011………uprzejmie informuję, że wystąpiłem do
bratanka śp. Tadeusza Kameckiego o usunięcie z mogiły zbiorowej ofiar
terroru na cmentarzu parafialnym w Przesnyszu, tabliczki imiennej.
Wezwanie do usunięcia tabliczki imiennej nastąpiło w związku z
naruszeniem art.5 ustawy o grobach i cmentarzach wojennych z dnia 28
marca 1933r.” Kurier Przasnyski pod koniec marca napisał artykuł
„Wojewoda nakazał usunięcie tablicy” zamieszczając stosowny komentarz
dotyczący nieprawdziwego oświadczenia księdza. Dodatkowo Urząd
Wojewódzki otrzymał w dniu 4 maja oficjalne potwierdzenie z poczty, że
pan Kamecki odebrał kolejne pismo nakazujące usunięcie nagrobku.
Tymczasem w piśmie do redakcji z dnia 18 maja pan Kamecki pisze:
„Pragnę oświadczyć, że wojewoda nie wydał w stosunku do mnie żadnej
decyzji administracyjnej, w szczególności nakazującej demontaż
tablicy”. Ktoś tu mówi nieprawdę. Czas zrozumieć, że w Polsce nie ma
równych i równiejszych. Prawo jest jednakowe dla wszystkich. W piśmie z
dnia 14 kwietnia br. Burmistrz Przasnysza napisał do mnie: „
Pismem z dnia 4 kwietnia zostałem poinformowany przez Dyrektora
Wydziału Polityki Społecznej Mazowieckiego Urzędu w Warszawie o
wezwaniu Pana Grzegorza Kameckiego do usunięcia tablicy imiennej
poświęconej śp. Tadeuszowi Kameckiemu. W reakcji na powyższe, po
uprzednim dokonaniu wizji terenowej, po raz kolejny podjęto próbę
porozumienia się z Księdzem Proboszczem Franciszkiem Różańskim,
informując o konieczności zdemontowania przedmiotowej tablicy….”.
A Pan Kamecki pisze do redakcji, że nic o tym nie wie. Powoływanie się
na zaniedbanie mogiły i potrzebę gruntownej renowacji nie ma w tym
przypadku nic do rzeczy, rodzi się bowiem pytanie, co konkretnie w tej
sprawie i kiedy zrobił Pan Kamecki. Ja takie inicjatywy wcześniej
podejmowałem (m.in. brukowane alejki), jak również wiele tygodni temu
wystąpiłem do województwa o pieniądze na remont całego grobu. Wszyscy
są równi w tym nieszczęściu. Może więc zakończmy ten jałowy spór i po
zdemontowaniu tablicy połączmy siły, żeby w porozumieniu z Wojewodą i
Konserwatorem Zabytków pomóc w znalezieniu środków finansowych na
gruntowny remont mogiły wojennej, w której leżą nasi najbliżsi, bez
zbijania kapitału politycznego i podziałów na lepszych i gorszych.
Roman Nowicki
Od redakcji: Roman
Nowicki będąc posłem pomógł zdobyć pieniądze na budowę szpitala w
Przasnyszu, na budowę posterunku policji, na własny koszt kilkakrotnie
remontował pomnik powstańców na cmentarzu parafialnym, uruchomił punkt
rehabilitacji chorych dzieci, fundował ubiory sportowe dla drużyny
juniorów w piłce nożnej, pomógł wykonać alejki z kostki brukowej przy
grobie wojennym, w którym leży jego ojciec.


















Warszawa 2 lutego 2011
Pan Burmistrz
Waldemar Trochimiuk
W
nawiązaniu do mojego pisma z dnia 25 listopada 2010 roku do Pani
Wiceburmistrz uprzejmie informuję, że wystąpiłem również do
Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z prośbą o informację czy jest
dopuszczalna tego typu profanacja grobu wojennego jak to się stało w
Przasnyszu na grobie zamordowanych w Starych Jabłonkach. Jest
oczywiste, że ksiądz musiał rodzinie Pana Kameckiego wydać na to zgodę
choć nie miał do tego żadnego prawa, za żadne pieniądze. Ksiądz ma
obowiązek udzielić burmistrzowi jasnej i niezwłocznej odpowiedzi w tej
sprawie z racji opieki władz lokalnych nad grobami pomordowanych w
czasie wojny. W związku z powyższym uprzejmie proszę o możliwie
odwrotną informację o działaniach podjętych w celu uzyskania
odpowiedzi księdza i usunięcia nielegalnego nagrobka.
KURIER PRZASNYSKI 14
STYCZNIA 2011


Warszawa listopad 2010
Burmistrz Przasnysza
Pani Wiesława Helwak
Szanowna Pani Burmistrz
Dziękuję za bardzo sympatyczną rozmowę. Jak się okazało łączy nas
sentyment do pięknej ziemi przasnyskiej i wspólne wspomnienia
tragicznych losów naszych rodzin. W załączeniu przesyłam dwa zdjęcia
grobu, który się pojawił piętrowo na zbiorowej mogile, w której jest
pochowany mój ojciec. Swoją drogą grób od początku miał być grobem
równych w cierpieniu i równych wobec śmierci. Bez żadnych wyróżnień
indywidualnych. Dziwię się, że rodzina Pana Kameckiego zrobiła taki
"nowobogacki" gest, łamiący solidarność zamordowanych. Będę wdzięczny
za ustalenie, kto zdecydował o tym dodatkowym grobie na grobie.
Roman Nowicki
syn Jana Nowickiego żołnierza AK


Jan Nowicki żołnierz
AK 1939 rok

ZOSTAŁEM OFICJALNIE SYZYFEM
Na spotkaniu Noworocznym organizowanym przez Polską
Izbę Przemysłowo Handlową Budownictwa, Związek zawodowy Budowlanych,
Kongres Budownictwa i KIG dostałem dyplom przyznający mi
tytuł SYZYFA. Ma on wyrażać uznanie środowiska budowlanego za
kilkadziesiąt lat społecznej pracy na rzecz rozwoju budownictwa
mieszkaniowego. Postanowiłem bliżej przyjrzeć tej sławnej postaci z
pytaniem co wynika z losów tego bohatera antycznych czasów.
(Wikipedia)
„SYZYF
w mitologii greckiej był królem Koryntu i przyjacielem bogów, którzy
zapraszali go nawet na Olimp, gdzie pijał nektar i jadł ambrozję, więc
był zawsze zdrowy i silny”.
To lubię. Też tak chciałbym popijać nektar z bogami. Tylko bogów nie ma.
„Syzyf postanowił ich (bogów) przechytrzyć. Dzięki
niemu ludzie przestali umierać. Ratując własne życie, Syzyf odważnie
przeciwstawił się bogom. Wiele osiągnął - na pewien czas udało mu się
pokonać śmierć”.
Przyznaję, że z upodobaniem przeciwstawiam się komu popadnie, ale nie
widzę specjalnych korzyści z tego tytułu. Chociaż jest faktem, że moi
przeciwnicy cieszą się coraz lepszym zdrowiem.
„Bogowie okrutnie go ukarali. Praca, którą przez wieki ma
wykonywać Syzyf, stała się symbolem
działania bezskutecznego, nieprzynoszącego rezultatów.
Z drugiej jednak strony jest też Syzyf wyrazem tęsknot człowieka za
pokonaniem śmierci, zakosztowaniem życia wolnego od cierpień i trosk”.
Jestem przekonany, że politycy w końcu spotkają się z rozumem i razem
uda się rozwiązać problem mieszkaniowy. A więc nie będzie to działanie
bezskuteczne, skazane na klęskę.
„Syzyf stał się swoistym symbolem ludzkiego heroizmu i
wytrwałości. Uosabia trud i bunt walczącego z bogami i o swoją godność”.
To piękny cel. Bądźmy w tych dążeniach razem.
Roman Nowicki
PRZYGODA
Z KATARZYNĄ GROCHOLĄ
Od
lat jesteśmy z żoną zapraszani na prześwietne Gale BCC. Kilkanaście lat
temu zostałem sygnatariuszem Forum Dialogu zorganizowanego wielkim
nakładem wyobraźni i środków przez Marka Goliszewskiego, szefa BCC i
tak już zostało wzajemne przywiązanie. W tym roku Gala odbyła się na
torach Wyścigów Konnych na Służewcu. Obowiązkowe muszki, garnitury,
fantazyjne kapelusze na głowach pięknych pań, oraz cały liczący się
świat biznesu i polityki. Do tego na okrasę Ona – Katarzyna Grochola.
Otoczona tłumem wielbicieli jej talentu literackiego i osobistej
piękności. Podchodzimy i wygłaszam coś w tym stylu: jest to
niesprawiedliwe, opatrzność obdarzyła Panią niezwykłą urodą, mądrością,
wielkim talentem literackim, że o tańcu już nie wspomnę. A ja na ten
przykład nic – nawet jak mówię to robię błędy ortograficzne.
Uśmiechnęła się i zrobiliśmy sobie kilka zdjęć. Na koniec wpisała
dedykację, w której dla poprawy mojego samopoczucia celowo zrobiła błąd
ortograficzny.
26 czerwca 2010





PIOTR FRONCZEWSKI,
CZYLI MOJA PRZYJAŹŃ Z
PIRATEM DROGOWYM
A było to tak. Był to rok 1990 albo nawet trochę wcześniej.
Wigilia Bożego Narodzenia. Popołudnie, Warszawa ul. Krucza. Pusto,
żadnego samochodu. Wszyscy siedzą już przy stołach biesiadnych. W
oknach zapłonęły pierwsze świeczki na choinkach. Mój Fiat 125P musiał
się zatrzymać na czerwonych światłach przy Żurawiej. Dalej pusto. I
nagle przeraźliwy pisk opon. Ktoś gwałtownie hamował. Pomyślałem, że
zaraz będzie potężny wypadek. I stało się. Piekielnie mocne uderzenie w
tył samochodu. Wypadam przepełniony chęcią mordu. Na ulicy tylko dwa
samochody. Mój fiacik, a z tyłu wbity w niego samochód przypominający
poloneza. Krew mnie zalała, ale jeszcze nie na tyle żeby nie dostrzec,
że zza kierownicy wygramolił się absolutny ulubieniec wszechświata
Piotr Fronczewski. Natychmiast odpłynęła mi cała złość. Z odległości
ładnych kilku metrów wykrzyknąłem: „O pan Fronczewski, jak się cieszę,
tak chciałem pana poznać”. Fronczewskiego w sposób widoczny zamurowało.
Słusznie spodziewał się linczu a tu taki tekst. Oparł się o swój
częściowy samochód i odrzekł: ” Panie, k…., w różnych kabaretach
grałem, ale czegoś podobnego nie można sobie nawet wyobrazić”. I tak
się zaczęła nasza przyjaźń.
PS.
Potem się
dowiedziałem, że niedawno Polnez został wyposażony jak na safari w
specjalną kratę, na której zmontowano potężną baterię halogenów. Jak
wiadomo przy gwałtownym hamowaniu przód samochodu siada. Uderzenie tym
wszystkim „miękkim” w mój tylny zderzak spowodowało całkowitą demolkę
Poloneza, bez żadnych śladów na moim Fiacie. Wygląda na to, że poznałem
wspaniałego aktora dzięki opatrzności boskiej.

NIEDAWNE SPOTKANIE Z
PIOTREM FRONCZEWSKIM
LETNIA GALA BCC

Roman Nowicki z Markiem Goliszewskim Prezesem BCC.

Urocza Pani Elżbieta Wiązowska BCC i Marszałek Jan
Król. Zapewne przypadek sprawia, że wielka letnia Gala BCC zwykle
wypada w imieniny Janka, co powoduje, że jest dwa w jednym: wspaniała
Gala i impreza imieninowa na tysiąc par. Nie ma to jak być marszałkiem!

Konkursy na najpiękniejsze kapelusze spowodowały, że
wiele pań o niczym innym nie myśli przez cały rok jak tylko o tym, żeby
w tym jednym dniu powalić panów na kolana a rywalki, żeby zzieleniały
na trwałe z zazdrości.

Pan Prezydent Święcicki miał tyle innych możliwości a
jednak swoją męską przystojność ulokował przy moim stoliku, a
dokładniej przy mojej żonie. Nie dziwię się i na pewno nie kapelusz tu
decydował, choć piękny (bo sam go kupowałem).

Państwo Wojdyłowie – górale z krwi i kości, zdobywcy
wszystkich możliwych nagród i diamentów.

Pan Prezes Marek Goliszewski, Pani Ela Wiązowska i
Pani Jadwiga Sobczak-Nowicka moja osobista żona a jakże.
PIERŚCIEŃ




KOCHANY PROFESOR
Dzisiaj publikuję otrzymany niedawno list mojego ukochanego nauczyciela
z Przasnysza – Pana Aleksandra Drwęckiego. W szkole podstawowej, w
klasie szóstej i siódmej, uczył mnie chemii i fizyki z dosyć marnym
wszakże skutkiem, bowiem należałem do uczniów dosyć opornych na wiedzę
ścisłą.
Po wielu, wielu latach los zetknął nas ponownie. Pan
Aleksander stał się źródłem nieocenionej wiedzy o wszystkim, co się
wydarzyło w historii ziemi przasnyskiej. W szczególności zajmował się
bohaterskimi losami mieszkańców okolicznych wsi i samego Przasnysza w
okresie okupacji niemieckiej i krwawych rządów władzy radzieckiej.
Do wspomnień tych skłonił mnie fragment listu
dotyczący książki „Martyrologia społeczeństwa powiatu przasnyskiego w
latach wojny i okupacji 1939 – 1945”. Pan Profesor przypomina, że
między innymi dzięki odkryciu tej prawdy, ludziom wysiedlonym w roku
1940 przyznano prawa i dodatki kombatanckie. Skoro już mowa o Jego
książkach, które sponsorowałem, chciałbym przypomnieć pewien epizod. Po
wydaniu serii dotyczącej zbrodni hitlerowskich z okresu okupacji,
zwróciłem uwagę, że może warto by było coś napisać na temat zbrodni
sowieckich, żeby nie być posądzonym o jednostronne patrzenie na
historię. W niedługim czasie pojawiła się książka opisująca tragiczne
losy mieszkańców ziemii przasnyskiej wysłanych do łagrów byłego Związku
Radzieckiego.
W tym miejscu ciśnie się inne wspomnienie. Jako
poseł ziemi przasnyskiej miałem spotkanie z mieszkańcami jednej ze wsi,
w trakcie którego promowaliśmy książkę dotyczącą masowych zsyłek na
Sybir. Opowiadałem zebranym o niebywałym rysunku z tej książki
obrazującym rozplanowanie łagru, wykonanym w głębokiej konspiracji i
potem przywiezionym do Polski przez Pana Marchewkę. W tym momencie
poprosił o głos bardzo stary, podpierający się na lasce, człowiek i
powiedział: „Ja jestem, Proszę Pana, Marchewka, i ja razem z bratem
narysowałem ten rysunek”.
Pan Profesor Drwęcki pozwolił mi również odkryć
kawał tragicznej historii mojej rodziny. W 1946 roku, podczas
ekshumacji zbiorowej mogiły w Starych Jabłonkach, znaleźliśmy mojego
ojca z rękami związanymi drutem kolczastym, zamordowanego strzałem w
tył głowy. Przeżycia były tak okropne, że całe lata z tego okresu
dziecko, jakim wówczas byłem, wykreśliło z pamięci. Dopiero po
dziesiątkach lat Profesor Drwęcki odkrył mi historię tego morderstwa i
podkreślił fakt, że ojciec był oficerem wywiadu AK, a nieszczęście
spotkało go za wykradzenie planów lokalizacji obiektów, w których
odpoczywali oficerowie niemieccy z frontu wschodniego. Na podstawie
tych planów lotnictwo radzieckie zbombardowało cały teren.
Dzięki mojemu Profesorowi Aleksandrowi Drwęckiemu
poznaliśmy wszyscy bohaterską historię ziemi przasnyskiej, a ja
szczegóły zdarzeń z tamtych trudnych lat.
Roman Nowicki

Legitymacja dziennikarska


W 2004 roku otrzymałem licencję nurka, co zważywszy na
mój wiek zasługuje na odnotowanie na tych stronach.


Najpiękniejsze widoki były jak pływałem z moją córką, bo ciągnęły do
niej wszystkie najwspanialsze ryby, a rafy koralowe były jeszcze
bardziej kolorowe niż zwykle.

Tak wygląda człowiek w podeszłym wieku, który udaje rybę.

Córka przez chwilę sama, bo ja chyba robiłem zdjęcie.
TROCHĘ NOWYCH WYZWAŃ
Krynica Zdrój 14 stycznia 2006r.


Błękit nieba, piękne majestatyczne góry i
cisza od zgiełku politycznego.

Największą frajdę
sprawiała jednak szalona jazda skuterem śnieżnym po bezdrożach górskich.
W poszukiwaniu adrenaliny zacząłem sobie latać w 2004r.
na lotniach, mając ponad 55 lat + VAT, trochę nie z własnej woli, a w
wyniku inspiracji mojej córeczki.


Okazuje się, że pogoń za przygodą może być trwałym
schorzeniem. We wrześniu 2005 roku pofruwałem sobie na spadochronach
nad Oceanem Atlantyckim i to wcale nie koniec na tym.



Certyfikat Ukończenia kursu komputerowego

NOWAKOWSKI O NOWICKIM
Poniżej pozwalam sobie przedstawić w sposób zwięzły i suchy sylwetkę
Romka Nowickiego, z którym od lat jestem zaprzyjaźniony i razem
próbujemy nieudolnie zbawić ten świat.
Stanisław
Nowakowski
Roman Nowicki
ukończył studia na Wydziale Budownictwa Lądowego Politechniki
Warszawskiej. Od 1957 roku pracuje nieprzerwanie w budownictwie. Pełnił
wiele ważnych funkcji w administracji państwowej.
Od początku pracy zawodowej prowadzi intensywną działalność społeczną.
W 1956 roku był współzałożycielem pierwszej w Polsce powojennej,
studenckiej spółdzielni pracy "Maniuś". Był pomysłodawcą i przez 15 lat
sekretarzem organizacyjnym konkursu "Złota Wiecha", promującego
nowoczesne budownictwo na wsi. Ponad 20 lat temu współorganizował w
Warszawie przy ul. Bartyckiej pierwsze targi budowlane, które
funkcjonują do dzisiaj.
W 1988 roku założył Spółkę "Tani Dom". W 1989 roku zorganizował "Szkołę
menadżerów przez
działanie" - dla młodych ludzi z małych miast i wsi. Szkoła działała
przez 3 lata. W 1991roku założył Związek Bezdomnych. W latach 1993-97
poseł na Sejm RP, autor wielu ustaw (podatek VAT, pierwsze mieszkanie,
kasy budowlane).Jest twórcą programów mieszkaniowych i bezkompromisowym
zwolennikiem ożywienia gospodarki poprzez rozwój budownictwa. Był
radnym Sejmiku Województwa Mazowieckiego. W ramach działalności
charytatywnej pomógł zbudować hospicjum w Markocie. Organizuje imprezy,
z których dochód jest przeznaczany na Dom Dziecka w Michalinie, PKPS w
Ostrołęce i na różnego typu fundacje, pomagające chorym i potrzebującym
dzieciom.
Roman Nowicki był organizatorem pierwszego od 65 lat
Kongresu Budownictwa, który odbył się w maju 2002 roku. W listopadzie
2002 roku otrzymał z rąk Prezydenta RP Krzyż Komandorski z Gwiazdą
Orderu Odrodzenia Polski - za działalność publiczną i społeczną oraz za
wkład w rozwój budownictwa. W lutym 2003 roku, międzynarodowa kapituła
przyznała mu Order Uśmiechu. Roman Nowicki, jako
prezes Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Ostrołęce, w sposób
bezpośredni przyczynił się w 1994 roku do zakupu terenów i obiektów w
których urządzono Dom dla Bezdomnych i Dom Dziennego Pobytu dla dzieci
z porażeniem mózgowym. Dzięki jego staraniom zdobyto część środków
finansowych potrzebnych na te cele.
Roman Nowicki w latach 1993-1997, bezpośrednio
wspierał finansowo działalność sekcji podnoszenia ciężarów w Makowie
Mazowieckim oraz działalność Olimpiad Specjalnych dla
Niepełnosprawnych. Pomógł również w uruchomieniu ośrodka rehabilitacji
dla chorych dzieci w Przasnyszu.
Przez wiele lat, przed Świętami Bożego Narodzenia, z
własnych środków i ze środków sponsorów, przygotowywał paczki z
odzieżą, żywnością i słodyczami dla biednych dzieci z niezamożnych
rodzin dla samotnych, schorowanych ludzi w podeszłym wieku.
Od 1991 roku zajmował się profesjonalną obroną
dobrych, polskich przedsiębiorstw. W 1996 roku prof. Zbigniew
Brzeziński wręczył Romanowi Nowickiemu za to działanie szablę wraz z
odpowiednim podziękowaniem. Żywo reaguje na bieżące wydarzenia. Jest
autorem kilkuset artykułów i publikacji na żywotne dla kraju i
budownictwa tematy.
W 2002 roku za działalność społeczną i zasługi dla
budownictwa Roman Nowicki otrzymał z rąk Prezydenta RP Krzyż
Komandorski z gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W 2003 r. dzieci
wyróżniły Go swoim, największym odznaczeniem ORDEREM UŚMIECHU.
Roman Nowicki
pełni aktualnie m.in. następujące funkcje społeczne:
- wiceprezesa Warszawskiej Izby Samorządu
Gospodarczego
- prezesa Fundacji Bezdomnych
- przewodniczącego Kapituły Orderu Otwartych Serc
- przewodniczącego Kongresu Budownictwa Polskiego.




WSZYSCY JESTEŚMY WYNALAZCAMI
Wszyscy
jesteśmy wynalazcami. Zwykle się mówi i pisze o tych największych,
„epokowych” dokonaniach, które z dnia na dzień rewolucjonizują świat.
Ale nie zawsze mamy czas i wyobraźnię, żeby uzmysłowić sobie, że tak
naprawdę to my najnormalniejsi z normalnych ludzi jesteśmy w swojej
masie prawdziwymi twórcami postępu. Codziennie, co minutę, w każdej
sekundzie, przez całą historię ludzkości, ktoś coś poprawiał, ulepszał.
Zwykle były to sprawy najprostsze z prostych, niegodne większej uwagi,
ale wcześniej czy później znajdowały naśladowców i tak kroczek po
kroczku szliśmy do przodu. Takie oto dziwne i napuszone refleksje
naszły mnie gdy odgrzebałem w mojej osobistej prehistorii Młodego
Technika z 1951 roku. Ten dwutygodnik dla młodzieży ogłaszał co i raz
ogólnopolskie konkursy na „wynalazki”. Tak się złożyło, że mając 15
lat, ja mieszkaniec pipidówki jaką był wówczas Przasnysz wygrałem jedną
z edycji tego konkursu. Nie ważne co było przedmiotem tych zawodów.
Ważny był sukces chłopaka z prowincji.
Potem i zapewne wcześniej
było wiele tego typu zdarzeń, które gdzieś utonęły w szarej
codzienności, ale o kilku chciałbym jeszcze wspomnieć. Kiedyś na
przykład zastanawiałem się jak zmienić budowę zegarka na ręku żeby
zorientować się, która jest godzina bez zwracania uwagi naszego
rozmówcy, który odwracanie ręki i spoglądanie na zegarek mógłby
odczytać jako wyraz zniecierpliwienia jego towarzystwem.. Przygotowałem
nawet kilka wariantów do opatentowania. Ale potem mi przeszło.
Pouczająca
przygoda spotkała mnie w związku z pomysłem na bezramowe okna w
budynkach inwentarskich. Kiedyś budowano kilkadziesiąt tysięcy takich
obiektów rocznie a w każdym było po kilkadziesiąt okien ze stali lub z
drewna i ze szkła. Wykonałem odpowiednie rysunki i obliczenia (jakość i
wielkość przylgi, która zapewniała pełną szczelność okien) i całość
przesłałem do zaopiniowania przez Instytut Techniki Budowlanej. W
odpowiedzi między innymi napisano: „Pomysł jest tak prosty, że aż
wydaje się nierzeczywisty”. Żadnych zastrzeżeń merytorycznych,
przeciwnie. Było jednak jedno wielkie „ale” – kompletny brak
zainteresowania zakładów produkujących okna. Jeden z producentów
powiedział: „Jak pan sobie to wyobraża, 100% oszczędności drewna i
stali, przecież to mi się w ogóle nie opłaca. Za kilkuprocentowe
oszczędności w skali roku i drobne usprawnienia wszyscy będą dostawali
premie i pochwały, a przy pana pomyśle wszystko za jednym razem diabli
wezmą. A do tego, co to za przerób dla przedsiębiorstwa przy produkcji
samych szyb?”. Prywatnie wyposażyliśmy kilka budynków w takie okna.
Sprawowały się dobrze i na tym się skończyło, bo nikomu się wówczas nie
opłacało produkować znacznie taniej.
Niezłym, jak się wydaje
pomysłem był dach nad werandą na mojej działce. Mam swoje lata i
ograniczona sprawność fizyczna każe myśleć jak wykonać pewne roboty,
żeby umożliwić potem konserwację i konieczne naprawy. Zaprojektowałem
więc i wykonałem sporych rozmiarów dach na zawiasach(!). Wystarczy
odkręcić cztery śruby, żeby cały dach ustawił się pionowo, co umożliwia
mycie przeźroczystych tafli pokrycia i łatwą wymianę jak zachodzi taka
potrzeba.
Było też sporo zrealizowanych pomysłów innego typu:
pierwsze wielkie budowlane targi komercyjne w Warszawie na ul.
Bartyckiej, pierwsza prywatna Szkoła Menadżerów Przez Działanie za
darmo dla młodzieży z prowincji, ogólnopolski konkurs Złota Wiecha
pięknie i pożytecznie funkcjonujący przez kilkadziesiąt lat, składane w
kilka dni domy mieszkalne mieszczące się na jednej ciężarówce z
przyczepą (zbudowano ich kilkadziesiąt pod Warszawą), kasy budowlane
dla mniej zamożnych rodzin przyjęte przez parlament i storpedowane
przez polityków, były też skuteczne pomysły na zdawanie egzaminów przy
zerowej nauce przedmiotu stosowane przy wysokich zakładach z kolegami o
chałwę (opatentowana na giełdzie studenckiej metoda na współczucie,
inna metoda na słabość fizyczną, czy w końcu na słabość do nart). Po
założeniu w 1956 roku pierwszej Studenckiej Spółdzielni Pracy MANIUŚ w
kilku wypadkach pomogłem zastosować twórczą interpretację
obowiązujących wówczas cenników CZSP (np. w FSO na mytą szybę, która
przecież ma dwie strony i w warszawskim ratuszu podczas mycia szyb,
których nie było na moście Poniatowskiego).
Pisząc te wspomnienia
pomyślałem sobie, że może w niedługim czasie ogłoszę w internecie
konkurs na pomysły i najprostsze z prostych wynalazki dnia codziennego.
Roman Nowicki


PIERWSZA
STUDENCKA SPÓŁDZIELNIA PRACY „MANIUŚ”
Po
wielu staraniach udało mi się wydobyć z archiwum Polskiej Kroniki
Filmowej materiał dotyczący Spółdzielni „Maniuś”. W 1956 roku wraz z
grupą przyjaciół założyliśmy pierwszą w Polsce studencką spółdzielnię
pracy, która dawała szanse biednym studentom na godne przeżycie okresu
studiów. W skład organizatorów oprócz mnie wchodzili m.in.: Wiktor
Sienkiewicz – prawdziwy geniusz biznesowy, Marian Augustynowicz,
Ryszard Rządzki, Paweł Żuber. Zbudowana na dobrych rynkowych podstawach
studencka spółdzielnia funkcjonuje do dzisiaj.
W tym samym czasie założyliśmy również klub „FATA
MORGANA”, któremu miałem zaszczyt prezesować i który przygotował
pierwszą chyba w powojennej historii wycieczkę studentów z „demoludów”
dookoła Europy. W tym celu nawiązaliśmy m.in. kontakty z Sofią Loren, z
Zatopkiem oraz z dworem królowej angielskiej. Na wszystkie nasze
wystąpienia o wsparcie i promocję otrzymaliśmy pozytywne odpowiedzi.
Spółdzielnia „Maniuś” miała m.in. zapewnić środki finansowe na to
marzycielskie przedsięwzięcie.
Wyprawa w planowanym kształcie z różnych powodów nie
doszła do skutku ale dostaliśmy zgodę na wyjazd do Francji na pracę
przy zbiorach pomidorów. Szczególnie wzruszające były dowody
życzliwości i wsparcia ze strony polskiego przemysłu. Wedel wyposażył
nas w ogromne ilości słodyczy, a Polski Monopol Spirytusowy w kilka
wielkich walizek pełnych wszelkiego rodzaju wódek, nie wyłączając
spirytusu. Mieliśmy je reklamować przez spożycie, do czego
przykładaliśmy się z należytą starannością.
I na koniec kilka anegdot. Nazwa spółdzielni wzięła
się od imienia naszego kolegi, który miał genialne zdolności manualne.
Wszystko potrafił zreperować, a nawet jak zostawały niektóre części to
i tak przykładowo zegar chodził i prawidłowo wybijał godziny.
Z najciekawszych zleceń, które otrzymaliśmy warto
wymienić mycie okien w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu i mycie
Mostu Poniatowskiego. Po 50 latach można się przyznać do drobnego
nadużycia. Prace, które wykonywaliśmy były rozliczane według cenników
Centralnego Związku Spółdzielni Pracy (przykładowo przeprowadzki
wyceniano wg ilości „ruchów” – wyniesienie mebla na klatkę – jeden
ruch, zniesienie z jednego piętra – drugi ruch, zniesienie z kolejnych
pięter – kolejne ruchy, doniesienie do samochodu – kolejny ruch,
załadowanie – kolejny ruch, itd. Po zsumowaniu wszystkich „ruchów”
mnożyło się je przez stawkę i była gotowa cena do rachunku). W tymże
cenniku była podana cena mycia m² okna – z założeniem niepisanym, ale
oczywistym, że dotyczy ona mycia dwustronnego. Po umyciu okien w halach
produkcyjnych na Żeraniu pomnożyliśmy cenę przez 2, a księgowy dał się
przekonać, że taka była intencja twórców cennika.
Najlepiej zarabialiśmy jednak na trzepaniu dywanów i
opiece nad dziećmi.
Oddzielna historia jest związana z myciem Mostu Poniatowskiego. Nasz
lider biznesowy Wicio Sienkiewicz ciężko się zakochał w Ali i
gwałtownie potrzebowaliśmy pieniędzy na ich ślub. Wybraliśmy się więc
do ówczesnych władz Warszawy z informacją, że nie przystoi żeby stolica
Polski miała tak brudny most i że gotowi jesteśmy go szybko umyć.
Wszystkich zamurowało. Po chwilowym zdumieniu jakiś dobry człowiek,
chociaż urzędnik, przystał jednak na nasze propozycje i tak pierwszy i
chyba ostatni raz studenci umyli warszawski most. Z tym wiąże się
jeszcze jedna anegdota. Szybki w wieżyczkach myliśmy wisząc po
zewnętrznej stronie na linach. Praca była ciężka bo część z okien była
tak „skorodowana”, że nie było możliwości umycia ich do czysta. Na
szczęście część szybek była wybita, a więc i pracy było mniej. W
trakcie robót odbywał się częściowy odbiór naszej pracy. Urzędnik
ratusza średnio ocenił wyniki mycia szyb wskazując, że są jednak
miejsca w których umyliśmy idealnie – i tu wskazał na okna, w których
szyby były po prostu wybite. Ocena była dokonywana z odległości kilku
metrów, a do tego biedak miał pewnie słaby wzrok. Nie chcę przez to
powiedzieć, że po tej kontroli sami wybiliśmy część szyb, których nie
udawało się żadnymi sposobami doszorować.
Na filmie PKF ten facet z bujna czupryną to ja, a
podłogę cyklinują Witek i Ala Sienkiewiczowie oraz Marian Augustyniak.
Dziecko bawię też ja.
Roman
Nowicki
Pobierz film o pierwszej Studenckiej
Spółdzielni
Pracy "MANIUŚ"
BYŁEM MINISTREM PRZEZ DWIE NOCE
Pierwszy raz w 1986 roku. Pewnego dnia około południa zadzwonił
do mnie zaprzyjaźniony wysoki urzędnik państwowy i powiedział mniej
więcej tak: „jesteś ministrem budownictwa, na razie nikomu nic o tym
nie mów, jutro dowiesz się o tym oficjalnie”.
Wiadomość kompletnie
mnie zaskoczyła, ale pochodziła z takiego źródła, że nie mogła budzić
żadnej wątpliwości. Zrobiłem to, co zapewne zrobiłaby większość w
takiej sytuacji. Pojechałem do domu, poprosiłem o otwarcie barku i przy
kieliszku dobrej wódki zwierzyłem się żonie. Całe dorosłe życie
zajmowałem się sprawami mieszkaniowymi, ale nie było moim marzeniem być
ministrem, więc biesiadowaliśmy z pewnym umiarem i zdziwieniem. Na
drugi dzień rozdzwoniły się telefony od zaprzyjaźnionego, wysokiego
urzędnika. Kiedy mnie w końcu złapał zapytał: Romek czy powiedziałeś
komuś, że jesteś ministrem. Odpowiedziałem, że tylko żonie. Usłyszałem
w słuchawce: „to dobrze, nie mów nikomu więcej, bo już nie jesteś”. Od
tego czasu sporadycznie spotykałem się z byłym premierem Zbigniewem
Messnerem, ale dopiero po 20 latach od tamtego zdarzenia zapytałem, czy
to prawda i co takiego tej nocy się wydarzyło. Odpowiedź zachowam na
razie dla siebie.
Drugi raz było to w 1993 roku,
kiedy rząd tworzył Waldemar Pawlak. Od kilku dni media podawały, że
jedynym kandydatem na ministra budownictwa jestem właśnie ja. Nie było
to celem mojego życia, więc i teraz przyjmowałem informacje na ten
temat nad wyraz spokojnie. Premier Pawlak przeprowadzał rozmowy ze
wszystkimi kandydatami do nowego rządu. Przyszła moja kolej. Z duszą na
ramieniu pojawiłem się przed obliczem Pana Premiera. Tej rozmowy nigdy
nie zapomnę. Przedstawiałem program mieszkaniowy ze dwadzieścia minut
siedząc naprzeciwko premiera, a on kamienna twarz i nic. Nawet okiem
nie mrugnął. Żadnej aprobaty, żadnej krytyki, żadnej reakcji. Czułem
jak tracę pewność siebie. Postanowiłem się ratować. Wbrew oczywistym i
widocznym faktom prawie wykrzyknąłem: „o widzę, że jak mówię o biedzie
mieszkaniowej i programie zapewnienia dachu nad głową młodym rodzinom,
to pan premier bardzo życzliwie reaguje” Myślałem, że to zmusi do
jakiejś ludzkiej reakcji. Gdzie tam! Premier nie wykonując żadnego
ruchu spuścił oczy i kontrolnie popatrzył na siebie i na swoje ręce
jakby zastanawiając się, czym ja temu facetowi dałem powód do
wyciągania takich wniosków. I to wszystko. Premier odprowadził mnie do
sekretariatu, podziękował za spotkanie i wrócił do gabinetu. Na pytanie
sekretarki odpowiedziałem, że moim zdaniem wypadłem zdecydowanie źle, o
czym moim zdaniem świadczyło zachowanie (milczenie) Premiera w trakcie
przesłuchania. Miła pani odparła z uśmiechem, że przeciwnie, Premier po
prostu ma taki styl. Proszę pana – mówiła, jeżeli prezentacja wypada
negatywnie delikwent sam wychodzi z gabinetu, jeżeli jest nieźle
Premier żegna go w drzwiach, a w przypadku bardzo dobrej oceny jest
odprowadzany i żegnany w sekretariacie. Gratuluję panu. Wieczorem
główny dziennik podał przypuszczalny skład rządu, w którym wymieniono
moje nazwisko. Rano znowu wszystko wróciło do normy.
Roman Nowicki






PIERWSZE
W POLSCE TARGI
MYŚLI TECHNICZNEJ DLA
INDYWIDUALNEGO
BUDOWNICTWA MIESZKANIOWEGO
W
1986 roku zaproponowałem zorganizowanie w pełni rynkowych targów
budowlanych w Warszawie przy ul. Bartyckiej 26. Na tym terenie
funkcjonowała już wcześniej Stała Wystawa Budownictwa, ale służyła
raczej jako tło do różnego typu szkoleń i narad kadry kierowniczej
budownictwa. Pomysł z targami spotkał się początkowo z ostrą krytyką
„aparatu partyjnego” i administracji budowlanej.
W
dobie tragicznych braków materiałowych targi wydawały się prowokacją
dla zdrowego rozsądku. Zmieniłem więc nazwę na „targi myśli technicznej
dla indywidualnego budownictwa mieszkaniowego” i tak impreza zyskała
akceptację stosownych czynników. Targi funkcjonowały przez kilka lat.
Waliły na nie tłumy Warszawiaków i nie tylko. W drugim, czy trzecim
roku Pierwszy Sekretarz Partii Wojciech Jaruzelski przywiózł na nie
całe biuro polityczne. To się dopiero działo. Poniżej folder pierwszych
targów.





Kilkanaście lat działam w BCC. Jest to zaszczyt i wyróżnienie.
BCC bardzo dobrze reprezentuje interesy stowarzyszonych przedsiębiorstw
i przedsiębiorców, ale również realnie wpływa na modernizację państwa,
demokratyzację życia publicznego i rozwój gospodarczy. Wielkim wkładem
w przyspieszenie przemian społeczno gospodarczych było stworzenie FORUM
DIALOGU. Ten doniosły akt został podpisany 27.10.96r. w Łazienkach
Królewskich (Pałac na Wodzie). W ramach Forum przygotowałem projekt
Programy Rozwoju Budownictwa Mieszkaniowego, który po wyczerpujących
dyskusjach został przyjęty w tym doborowym i niezwykle pluralistycznym
towarzystwie. Pomimo obietnic ówczesnego premiera podzielił on niestety
los wszystkich innych programów mieszkaniowych i znalazł się w rządowym
koszu.



ŚMIERĆ OJCA
Niedawno
zmarł Aleksander Drwęcki, mój nauczyciel ze szkoły podstawowej,
kronikarz męczeństwa ziemi przasnyskiej, człowiek wielkiego serca.
Miałem okazję i zaszczyt pomagać Mu sponsorując część wydawnictw
poświęconych okupacji hitlerowskiej i zsyłkom na sybir. Najwięcej
jednak jestem wdzięczny za odkrycie prawdy o moim Ojcu. Tuż po wojnie
mama zabrała mnie, dziesięcioletniego chłopaka, na poszukiwanie ojca w
zbiorowych mogiłach pod Ostródą. Do dzisiaj śni mi się ten koszmar.
Fetor gnijących ciał, ludzie z łopatami odkrywający coraz to nowe
fragmenty nieskończonych rowów pełnych trupów i ja trzymający kurczowo
matkę bliską szaleństwa. Z każdym nierozpoznanym ciałem rosła nadzieja,
że może Ojciec żyje. I nagle świat się zawalił. Jest Ojciec z rękami i
nogami związanymi drutem kolczastym i z dziurą od kuli z tyłu głowy. Na
długie lata wymazałem ten fragment życia z pamięci.
I
nagle, po prawie 50 latach, Drwęcki swoją benedyktyńską pracą odkrył mi
Ojca, jego legendę. Był oficerem wywiadu AK ps. Rudy. Został
aresztowany m.in. za wykradzenia planów ośrodka, w którym odpoczywali
niemieccy oficerowie z frontu wschodniego. Ośrodek został
zbombardowany. W trakcie konwoju do Ostródy wielu Polaków uciekło.
Ojciec zamiast uciekać wziął rannego kolegę na plecy i próbował uciekać
razem z nim. Nie dało rady, ponownie został pojmany i rozstrzelany.
Dziękuję Ci Aleksandrze za radość i dumę, którą mi podarowałeś tą
historią mojego Ojca.
Roman Nowicki


NIEKTÓRE DYPLOMY SPORTOWE Z WCZESNEJ MŁODOŚCI
(niestety część archiwum skradziono)







|